Coma : Hipertrofia
Letras
DISC 1
1. PARTY
(Instrumental)
2. WOLA ISTNIENIA
Ktoś mnie obarczył jarzmem win
Zaszczepił pierworodny grzech
Długi czas odczuwałem tylko wstyd
Proszę by dobrze zrozumiano mnie.
Wypaczona wola, chory cel
Poza moralnością księgi praw
Na moją głowę święty gniew
Proszę by dobrze zrozumiano mnie.
Wyczulony na piękno ze wzrokiem w noc
Wyśniłem mój bluźnierczy sen
Że nie czuję wstydu za mój los
Proszę by dobrze zrozumiano mnie.
Rodzi się moc
Oto rodzi się moc
Czuję jak rodzi się moc
Czuję jak rodzi się
Wola istnienia pod pojęciem "Człowiek".
Poprzez cierpienie nie stajesz się
Tak bardzo piękny jakbyś chciał
Stajesz się zgorzkniały i szczęśliwy mniej
Proszę by dobrze zrozumiano mnie.
Rodzi się moc
Oto rodzi się moc
Czuję jak rodzi się moc
Czuję jak rodzi się
Wola istnienia pod pojęciem "Człowiek".
Jeżeli piękno zasługuje na potępienie
Jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
Jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
To osądzi mnie bezduszna wieczna noc.
3. AFTER PARTY
(Instrumental)
4. LŚNIENIE
W tamtym ciemnym domu
Pojawiły się
Nie wiedzieć skąd
Świetliste cienie.
Potem nagły wstrząs
Obezwładnił nas
Nieznośny blask
Ogniste lśnienie.
Prześwietlone oczy
Prześwietlone neonami łby
Tęczowe włosy.
Prześwietlony byt
Ultrafioletowe łzy
I my jak prześwietlony film.
Trzeba będzie tworzyć
Supernowy, prześwietlony kształt
By rzeczom nadać treść.
Prześwietlony świat
Niedorzecznie idealny plan
Już nic nie znaczy.
Braciszku
Przyszło nam szumieć
Na skurwiałym bruku miasta królów.
Braciszku
Przyszło nam przejrzeć na oczy.
Ja wiem, nosiliśmy w sercach
Misterne projekty
Bezpiecznej hodowli dusz.
Ja wiem ile zostało w nas ufności
Gdy formy zniosła treść.
Nie mniej było pytań
Kiedy legły w gruzach
Konstrukcje sprawiedliwych.
Nie mniej smakowało
Uleganie szaleństwu
Naginanie wieczności.
Ja wiem, teraz nam trzeba
Z entropii, z wolności i głodu
Odnowić moc.
Ja wiem ile zostało w nas ufności
Choć formy zniosła treść.
Ja wiem!
Trzeba będzie na własność
Odbudować nam kosmos.
Nie mniej dobrze mi wiedzieć
Że rozumiesz, że jesteś.
Prześwietlone oczy
Prześwietlone neonami łby
Tęczowe włosy.
Prześwietlony byt
Ultrafioletowe łzy
I my jak prześwietlony film.
Trzeba będzie tworzyć
Supernowy, prześwietlony kształt
By rzeczom nadać treść.
Prześwietlony świat
Niedorzecznie idealny plan
Już nie dotyczy nas.
5. DIAGNOZA
(Instrumental)
6. TRANSFUZJA
Transfuzja niezależnego czadu
Transfuzja wyobrażeń!
Transmisja, nasycenie brzmieniem.
Decyzja wkroczenia na przestrzenie.
Stymulacja, mentalne przesilenie.
Konsolidacja, natchnienie!
Współpraca na drodze do poznania.
Zasada: negować wszelkie prawa.
Symbioza, rockowe zapętlenie.
Diagnoza: wyzwolenie!
Na pewno mogę, na pewno chcę, wiem!
Na pewno pragnę, na pewno wiem, że
Na pewno teraz nie zeżre mnie, nie!
Jałowe życie, jałowa śmierć.
Poukładana z niepełnych zdań
Prosta formuła głębokich zmian
Nim zdecydujesz pamiętaj, że...
Jałowe życie - jałowa śmierć.
Impresja, utrwalanie szałem.
Sugestia: zasysanie planet.
Aktywacja pokładów nowej mocy.
Eksplozja przestrzeni atomowych.
Determinacja o sile supernowej.
Eksploatacja, elektryczny ogień.
Demonstracja szeregu możliwości.
Akceptacja rzeczywistości.
Na pewno mogę, na pewno chcę, wiem!
Na pewno pragnę, na pewno wiem, że
Na pewno teraz nie zeżre mnie, nie!
Jałowe życie, jałowa śmierć.
Poukładana z niepełnych zdań
Prosta formuła głębokich zmian
Nim zdecydujesz pamiętaj, że...
Jałowe życie - jałowa śmierć.
Transfuzja wyobrażeń!
7. PRZESILENIE
(Instrumental)
8. NADMIAR
Znów widzieli mnie w mieście
Mówili...
Wielu widziało
Coś mogło powiedzieć
Powiedziało.
Widzieli mnie w mieście
Mówili...
Nadmiar siły do życia
Przerost woli istnienia
Przestrzeń pełna zachwytu
Nieobecność cierpienia
Straty nie do pokrycia
Oddalenie zbawienia
Nadmiar siły do życia
Przerost woli istnienia
Od zawsze brzydko wożę się i noszę źle
Od zawsze byłem grzeszny, gniewny.
Ulegałem, gdy wodzili mnie
Ulegałem, gdy kusili dzielnie
Ulegałem wiernie, niezmiennie
Na pokuszonko, pokuszenie senne
I nie ukrywam, że ulegnę jeszcze raz
I popełnię setny raz to samo zło.
Nadmiar siły do życia
Przerost woli istnienia
Przestrzeń pełna zachwytu
Nieobecność cierpienia
Straty nie do pokrycia
Oddalenie zbawienia
Nadmiar siły do życia
Przerost woli istnienia.
Znów widzieli mnie w mieście
Mówili...
Wielu widziało
Coś mogło powiedzieć
Powiedziało.
Widzieli mnie w mieście
Mówili...
9. NOWE TERENY MIGRENY
(Instrumental)
10. TRUJĄCE ROŚLINY
Przemieniła
Na wskroś wydrążyła mnie
Woda ognista
Z jęczmienia wydobyta pól.
Traw meksykańskich garść
Przyprawiła mnie
O lot bez tchu
O stan na podobieństwo snu.
Jeszcze więcej znam
Jeszcze więcej ich znam
Zatruwają łeb
Odbierają czas
Ale żadna z nich
Ale żadna jak ty
Nie olśniła mnie
Nie ujęła win.
Łąki, u schyłku lata
Łąki
Wyciskałem z nich sok i kolory
Oleiste sezonowe zło.
Natarczywa
Na wskroś nieznośna
Siła, z jaką płynie
Z jaką ciśnie się przeze mnie mrok.
Jeszcze więcej znam
Jeszcze więcej ich znam
Zatruwają łeb
Odbierają czas
Ale żadna z nich
Ale żadna jak ty
Nie olśniła mnie
Nie dodała mi sił.
Dalej i dalej na paraboli czasu
Wznoszę się, aby za chwilę opaść na dno.
Z roślin trujących bukietem idę w garści
Wszystko najlepsze, co mogło być przepadło.
Jeśli to tylko nieznośne poplątanie
Jeśli to tylko chwilowa zapaść woli
Jutro spróbowałbym cię przeprosić ładnie
Jutro przyrzeknę ci wszystko wynagrodzić.
Niebezpieczne i ciemne
Moje wędrówki po piekle
Splątane drogi przez noc
Nie wydostanę się stąd.
Chyba, że ty...
Chyba, że ty...
Chyba, że podasz mi dłoń.
Splątane drogi przez noc
Nie wydostanę się stąd.
Nim połknie mnie
Nim połknie mnie noc
Nim połknie mnie zła noc.
11. CIĄGI I POCIĄGI
(Instrumental)
12. OSOBOWY
Wrzesień znośny, październik owszem,
Listopad!
Tydzień wystarczył by kształty
Spłynęły do stóp.
Pociąg przemieszcza się
Z Gdańska do Tczewa,
Na przemian domy,
Na przemian drzewa
Po łukach wślizgują się w noc.
Przedział na przestrzał
Rozpięty przez pola,
Ostatnie krowy
Do okien wzrokiem, bez przeszkód.
Z rytmicznym łoskotem
Kołysze się w głowie
O tory bez wspomnień pospieszny wagon bzdur.
Niejedna urośnie w rozmiary dostojne
By żuć ją pokornie i czuć
Jak namolnie
Przemienia się w obraz lub kształt perspektywy,
W konstrukcję ogólnych prawd,
A konstrukcje ulotne jak stacje za oknem
Chwilowo wgniatają się w mózg.
I gdyby chcieć zostać
W Cieplewie, Skowarczu
Na dłużej i bardziej
I gdyby chcieć sprostać
To cóż?
Grubas na przeciw wyjarał pół paczki,
A pety dogasza w kubeczkach do kawy,
Lecz inne przedziały obsrane są ludźmi jak ul.
Za chwilę wysiądę
I nie dam mu w mordę
I będę go wchłaniał
Ze smrodem ubrania i niósł przez perony
Bo w Tczewie przesiadam się znów.
Jest tylko jedna słodka perspektywa
Tego się trzymam,
Nadymam po brzegi
I mam
Że, w monopolu zakupię pół litra
Wypiję i przyznam
Że, po co się spinać
Aż tak?
Listopad receptorów.
Listopad semaforów.
Niespieszny osobowy trans.
13. LOTY I ODLOTY
(Instrumental)
14. EMIGRACJA
Pozostały już tylko brzydkie dziewczyny
Mają nogi porośnięte włosami
Wszystkie ładne wyjechały do Stanów
Oglądałem je na Fashion TV.
Pada i wieje drugi tydzień z rzędu
I mogłoby wcale nie przestać
Gdy tylko poczują, że robi się cieplej
Wylezą ze swoich mieszkań.
Będą wabić biednych chłopców
Upijać i wciągać do łóżka
By szybko zrobić im dziecko
A potem usidlić na wieczność.
Grube ich brzuchy, brudne paluchy
Gorzki oddech: piwo i fajki
Pozostały już tylko paskudy
Chciałbym homo się stać seksualny.
Chciałbym homo się stać seksualny.
Chciałbym homo się stać seksualny.
Chciałbym homo się stać seksualny.
Blues
15. STOSUNEK DO SŁUŻBY WOJSKOWEJ
(Instrumental)
16. ZERO OSIEM WOJNA
Walka na ziemi i w niebie
Przeciwko sobie samemu o siebie
I walka o święte cele
O wieczne nadzieje.
Walka o z łóżka wstanie
Kolejny taniec w cyrku zdarzeń
I walka o strzępek marzeń
O wieczne nadzieje.
Jakie tu strony odległej pustki
Senne obszary złej niemocy
I walka o święte cele
O wieczne nadzieje.
Jakie tu echa gniewne
Zwątpienie rozległe i słone wieczory
I walka o strzępek siebie
O wieczne nadzieje i sens.
Wyobraźnia, gdy przymiera głodem
Zaprzestaje prowadzenia wojen
A jak powiedział Wieczny Prezydent:
"W niezmiennej Wojnie pomnażajcie treść"
Walka o czas utracony
W innej walce o utracony czas
I walka o święte cele
O wieczne nadzieje.
Walka przeciwko wartości przeszłej
O ustanowienie wartości świeższej
I walka o pomnożenie
O wieczne nadzieje.
Jakie tu stany przewlekłej ciszy
A życie przez palce mi płynie w nicość
I walka o strzępek siebie
O wieczne nadzieje.
Jakie tu żale tłustych wspomnień
O wszystkim, czego nie umiałem oswoić
I walka o święte cele
O wieczne nadzieje i sens.
Wyobraźnia, gdy przymiera głodem
Zaprzestaje prowadzenia wojen
A jak powiedział Wieczny Prezydent:
"W niezmiennej Wojnie pomnażajcie treść"
17. POLISH HAM
(Instrumental)
18. POŻEGNANIE Z MISTRZAMI
Nie ma prawa pośród wszystkich praw
Które by kazało wątpić, że
Jeśli całe życie siałeś strach
Zbierzesz coś innego ponad gniew.
Zdaje się, że przyszła pora
By rozliczyć cię ze wszystkich draństw.
Oto przyszedł czas.
Władza smakowała słodko
Ale nie umiałeś o nią dbać.
Nie umiałeś dbać.
Wielu chciałoby cię znaleźć
Wielu chciałoby ci obić twarz.
Skurwysynie!
Składa się, że padło na mnie
Teraz ujrzysz własny strach.
Ujrzysz własny strach.
Smutek, żal i wszystko na nic
Gdy mistrzowie dosięgają dna
"Pożegnanie z prorokami"
W dalszą drogę pójdę sam.
Teza, którą trzeba przyjąć
Prawda, z którą trzeba będzie żyć:
Świnia pozostanie świnią
I nie zmieni tego nic.
O szacunek trzeba umieć dbać
Reputację pielęgnować
Chwytaj szansę dopóki szansa trwa
Aby jutro nie żałować.
Nie ma prawa pośród wszystkich praw
Które by kazało wątpić, że
Jeśli całe życie siałeś strach
Zbierzesz coś innego ponad gniew.
19. CHRUM!
(Instrumental)
20. ŚWIADKOWIE SCHYŁKU CZASU KRÓLESTWA WIECZNYCH CHŁOPCÓW
Przyjacielu,
Czy zrozumiesz
To, co czuję i to, o czym mówię?
Oto gatunek nasz
Oto wymiera
Jak fantastyczne baśniowe stworzenia.
My jednorożce współczesnej epoki
W kościele ze złudzeń wraz z nimi
Rozpadamy się w pył.
Jutro
Gdy zabraknie poezji
Jutro
Zimne słońce nauki zmrozi krew
Jutro
Przestaniemy być piękni
Lecz dzisiaj ostatni chwalmy dzień.
Świadkowie schyłku czasu
Królestwa wiecznych chłopców.
Wszystko, co po nas
Przyjdzie niechybnie
Na pewno będzie dobre
Ale brzydkie.
Na tę wojnę
Nikt nie pójdzie
By wydobywać feniksy z popiołów
Barwne ptaki
Już suną tłumnie
W roztańczone ogniska historii.
Artyści to raczej grabarze kultury
Wytwórcy masowej zagłady dla piękna sprzed lat
Pomniki upadku królestwa nadziei
I wiem, o czym mówię, bo dziś jednym z nich jestem ja.
Jutro
Zimne słońce nauki zmrozi krew
Jutro
Przestaniemy być piękni
Lecz dzisiaj ostatni chwalmy dzień.
Świadkowie schyłku czasu
Królestwa wiecznych chłopców.
Wszystko, co po nas
Przyjdzie niechybnie
Na pewno będzie dobre
Ale brzydkie.
21. KONIEC PEWNEGO ETAPU
(Instrumental)
DISC 2
1. POCZĄTEK PEWNEGO ETAPU
(Instrumental)
2. EKHART
Czas ostatnich już nocy schyłku lata
Wiem, że od lat nie mieliśmy, o czym porozmawiać
Nie wiem czy znasz mnożące się dzieło swojej woli
Bardzo bym chciał powoli o wszystkim Ci przypomnieć.
Na pewno, kształty, barwy, dźwięki, smak
Na pewno zapach czerwcowego dnia
Na pewno zarys ogólnego tła
To dobry pomysł.
Na pewno wiara, że istnieje świat
Na pewno wieczny i że nawet ja
Jeżeli zechcę mogę trafić tam
To dobry pomysł.
Patrz jak cudnie przelewa się urodzaj
Cały ten świat; bezkarnie przewlekła hipertrofia.
Nawet, jeśli tylko błoto i przedwieczny kurz
Krążą ponad głową, nawet, jeśli umarł Bóg
Każdy proton tęskni za istotą Absolutu.
Żal, istotnie, mi będzie pozostawić
Wszystko, co sam w przypływie nadmiaru powołałeś.
Dopiero wódkę i ogórków smak
Dopiero formy obcowania ciał
Dopiero, pięknie zmarnowanych lat
Poznałem słodycz.
Dopiero prawdę, że na krótki czas
Dopiero jestem przeczuwając jak
Za chwilę zniknę by kolejny raz
Już nie odrodzić się.
Nawet, jeśli tylko błoto i przedwieczny kurz
Krążą ponad głową, nawet, jeśli umarł Bóg
Każdy proton tęskni za istotą Absolutu.
Jeszcze nasycam się powietrzem
Oddechy przenajświętsze karmią serce przez nos.
Później, późnym popołudniem
Gdy cienie będą dłuższe i smutniejsze niż są
Później, przeczuwam to podskórnie
Wszystko nagle utnie się, przemieli na proch.
Jeszcze pocieszam się, że jestem
Rozkoszne czując dreszcze od nadmiaru i żądz.
3. NA NA NA NA
(Instrumental)
4. ZAMĘT
Niedogotowana we mnie siła
Niedogotowane we mnie słowa
Niedogotowana we mnie miłość
Niedogotowana wola.
Niepozatykane szpary w oknach
Nie do pokonania śnieg i błoto
Niedopracowana pierwsza zwrotka
Niewypowiedziana treść spowita w mgłę.
Niezagospodarowana przestrzeń
Niezagospodarowane wnętrze
Niezagospodarowana pamięć
Znowu zadecydowano za mnie.
Ponadwyrężane ścięgna wiary
Pozapominane cel i powód
Pozaprzedawane duch i ciało
Nieodnaleziony czas wiruje wstecz.
Wszystkie siły sprzeczne
Zakodowane w czasie
Nie zwaliły mnie z nóg
A wzmocniły trwale.
Więcej sił
Żeby żyć
Więcej
Jeszcze więcej sił
Żeby żyć więcej
Jeszcze więcej sił
Żeby żyć!
5. ZWALNIAMY
(Instrumental)
6. WIDOKÓWKA
Czas na brzegu szklanki tkwi póki co
Usta do pocałunków, usta do słów
Słowa pełne treści i dobry ton
Wieczór lekko wlewa nam się do głów.
Wódka naturalnie przywraca pion
Spacer pośród ludzi, nie ma ich tu
Bo wszystko jakby z dala i przez szybę
Kwiecień się rozmywa nad chodnikiem.
Żadne zło nie wstrząśnie mną póki co
Jestem tutaj z tobą poza krzykiem
Zobacz jak cudownie marniejemy
Zapętleni w treści bez znaczenia.
Miasto ledwie jawi się spoza mgły
Mkniemy w jego światła jak głupie ćmy
Przestrzeń rozstąpiła się i wzdycha
Stopą nie dotykam już chodnika.
A potem, kiedy wspomnę, jeśli wspomnę cię
Zawładnie mną ochota zgłębić myśli
A potem, kiedy wspomnę, a że wspomnę, wiem
Tak trudno mi zrozumieć będzie powód, że
Widzę jak owszem
Widzę jak owszem
To bez znaczenia i
To nie istotne
Jak wszystko waży mniej
I nie przybliża się
Widzę jak małe
Nieidealne.
Nocne niebo
O ile znaczy mniej
Nieurodzajne
Nie nawołuje mnie
Widzę jak owszem
To nieistotne
Nieważne, niepiękne, wyblakłe.
To nieistotne z perspektywy absolutu.
To nieistotne z perspektywy absolutu.
To nieistotne z perspektywy absolutu.
To nieistotne z perspektywy absolutu.
7. PRZESTRZEŃ NIE-RZECZYWISTA
(Instrumental)
8. PARAPET
Psy wyją
Na parapecie siedzę
Ulice zwieszone niezdarnie
Z tym chodnikiem kostropatym w dole.
Śnieg z lewej
Bo tutaj tak zawsze
Na skraju dzielnicy
Od pola, od wschodu wieje.
Psy wyją
Do moich myśli
O tym spacerze w lesie
Który się odbyć nie zdążył
Bo jesień
A teraz zima.
I wyją do moich bliskich
Których ubywa i giną
I nikną po miastach
Tak samo odległych jak moje
A raczej już wcale ich nie ma
A jeśli to nie wiem
Telefon zmieniłem nie dzwonię.
Siedzę i macham nogami
Z szóstego to sztuka cyrkowa i chwiejna
Framuga wstrzymuje mi ręce
A ręce wstrzymują Mnie jednak
Inaczej już dawno bym przepadł
I przepadłbym w śnieg ów bym przepadł.
Nad pola
Sunąwszy pod prąd ów
Pod śnieg
Ów niesiony
To wiatrem to wyciem
Jak dobrze mi byłoby opaść
Z daleka od domu od okna
Na drzewa
Na drogę
Na lipiec
Na środek Świeżego miesiąca
Gdzie troski nie gryzą nie gniotą
A wokół nikogo i upał
Co włosy przemieniłby w złoto.
Zapomnieć, że zima i zgrzyty
Że wycie przenika przez ściany
I poczuć na sobie tę ciszę
I ową się ciszą dokarmić.
9. POPOŁUDNIA BEZKARNIE CYTRYNOWE
Nad miastem różowe łuny pulsują po zmroku
Bezkształtne wagony złudzeń sterują do domów.
Nie zasną zmęczeni słońcem stalowej równiny
Latarnie bezwiednie mruczą szalone modlitwy.
Jak marnie w tunelach pędu trwoniło się siły
Nieważne, od kiedy bez lęku polegam na ciszy.
Znalazłem jedyne źródło i cel wszelkiej racji
Zaprawdę niewiele zabrakło, a byłbym cię stracił.
Nie wiem, komu i jak
Podziękować za los
Co nasycić się dał
Współistnieniem przez Nasz
podwójny czas.
Bezkarne żółte południe oddycha przytomnie.
Przeważnie pijemy wódkę przy stole w ogrodzie.
Niestraszne kosmiczne dziury i groźba wieczności.
Zabawne jak nic nie znaczyłby świat bez miłości.
Nie wiem, komu i jak
Podziękować za los
Co nasycić się dał
Współistnieniem przez Nasz
podwójny czas.
Popołudnia bezkarnie cytrynowe.
Popołudnia bezkarnie cytrynowe.
Słońce na wylot przenika przez głowę
Życie mi płynie przy tobie cytrynowe.
Szczęście, na co dzień odbiera mi mowę
Popołudnia bezkarne i cytrynowe.
10. ŚLIMAK
(Instrumental)
11. CISZA I OGIEŃ
W miejscu gdzie stoję ginie kształt
Światła zlewają się u stóp
Wtłoczony lekko w obcy nurt
Chciałbym ocalić, co się da.
Na skraju miast, na skraju dnia
Między drogami, które znasz
Chwila wytchnienia mimo spraw
Niech będzie chwała za ten czas!
I chwała za ten czas!
Świat jakby skulił się we mgle
Próbując nabrać nowych sił
Gdy się obudzi żeby żyć
Wyzwoli strach, roztoczy gniew.
Na skraju miast, na skraju dnia
Między drogami, które znasz
Chwila wytchnienia mimo spraw
Niech będzie chwała za ten czas!
I chwała za ten czas!
Nim noc napełni się krzykiem
Nim zgrzyt zagłuszy muzykę
Niech wszystko wokół zamilknie
Niech świat uświęci tę ciszę.
Ja mogę tak być
I mogę w to wierzyć, że
Przez kilka chwil
Nic się nie zmieni.
Ja mogę tak być
Na skraju spraw
W niedorzeczności
Bezpiecznie trwać.
Cisza.
Cisza i ogień.
We mnie.
We mnie i w tobie.
Cisza i ogień - wytchnienie mimo spraw.
12. EPILOG ZE STARYM PRYKIEM
(Instrumental)
13. ARCHIPELAGI
Archipelagi urodzajnych dni
Niezniekształcone gwałtownością spraw
Zrównoważony, jednorodny byt
Poczucie smaku, nasycenie barw.
Myśli okiełznałem czule
Żądze wystroiłem w treść
Strach zawstydził się i uległ
Ciszy, której ton przepełnia dzień.
Więc nasycam się dniem
Nasycam się dniem.
W odległych miastach katastrofy chcę
Samotne głowy uzbrojone w żal
A wokół mnie jak nigdy moc i sens
A wokół mnie i we mnie samym ład.
Widzę odpowiedzi, wszystkie!
Wszystkie zapytania znam!
Dawniej obciążony wstydem
Dzisiaj rozprzestrzeniam się na wiatr.
I rozrzucam na wiatr
Rozrzucam na wiatr.
Nim w obraz doprawdy nad wyraz spójny
Przedrze się lęk odejmując mu treści.
Nie mogę cię odnaleźć i nie mogę utulić
Bezwiednie porzuciwszy materię.
Siła, co nagle wstrzymuje gest
W bezradności nieprzeniknionej
W roztargnieniu na śmierć
Zapomniałem, że ja...
Ile już lat pochłaniałem treść
Lecz po drugiej stronie...
Oto, dla czego nie dotrze do ciebie mój znak.
Nie ma szans.
Nie ma jak.
Nie ma jak.
Nie zapomnij o mnie.
14. RECYKLING
(Instrumental)
Ledras adicionadas por czeski21 - Modificar estas letras