Dżem : Dżem Session 1
Lyrics
1. UŚMIECH ŚMIERCI
Gdy o łzę uderza łza, znowu widzę
Twoich ust tak piękny kształt.
Jestem teraz teraz sam ucichł wokół szum i gwar
Wszyscy ze swoimi, lub do swoich poszli żon.
Kto pomoże, teraz kto?
Znaleźć mi w tej ciszy twarz
Mojej małej, którą dawno już
Śmierć okrutna zabrała mi.
Pamiętam, pamiętam dobrze ją,
Jak weszła przez zamknięte drzwi.
Nie mogłem w to uwierzyć,
Lecz Ty wiedziałaś już,
Że to śmierć odwiedziła nasz dom.
I krzyczałem: "Nie zabieraj jej,
Zostaw małą, zostaw proszę Cię!"
Ale ona tylko uśmiechnęła się,
Mówiąc: "Ma już tylko mnie."
Siedziałem na Twym łóżku ściskając Twoją dłoń,
Lecz ona chłodna była już.
Potem tylko przez chwilę widziałem taniec Twój.
Taniec Twój ze straszną śmiercią.
Wiem, że ona do wszystkich, do mnie też.
Wejdzie dumnie przez zamknięte drzwi.
I do tańca mnie zaprosi bym
Moją małą spotkać mógł.
Moją małą, moją małą spotkać mógł.
Gdy o łzę uderza łza, znowu widzę...
2. POZNAŁEM GO PO CZARNYM KAPELUSZU
Poznałem go po czarnym kapeluszu,
Wszedł chwiejnie do małego baru.
"Hej! Przyjacielu!" - zawołałem za nim,
Lecz nie, nie odwrócił się
Poszedłem za nim przyspieszając kroku,
Nie byłem pewien czy to on.
Ale ten kapelusz był tak podobny,
Do tego który nosił John.
Tam w barze stoły okalane dymem,
Przy jednym usiadł właśnie on.
"Hej Przyjacielu!" - zawołałem doń,
Lecz już widziałem, że robię błąd.
Spytałem, czy nie napił by się ze mną,
Widział, gdy wziąłem kufle dwa.
"Słuchaj, pomyliłem Cię z moim przyjacielem" -
Powiedziałem odwracając twarz.
Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem
I w końcu powiedział chłodno, że
Jeszcze nikt nie nazwał go przyjacielem
No i odwrócił się odchodząc w stronę drzwi.
Zrobiło mi się jakoś głupio poczułem dziwny żal
"Hej Przyjacielu!" - zawołałem za nim,
Lecz nie, nie odwrócił się, a a a...
"Hej Przyjacielu!" - zawołałem za nim,
Lecz nie, nie odwrócił się.
3. OH, SŁODKA
Wołali na nią: "hej, Słodka!"
To wszystko co o niej wiem.
Zawsze pod tą samą bramą
Wschodziła gwiazda jej.
Świeciła nam wszystkim bezdomnym.
Czasem tuż za rogiem stanęła ci twarzą w twarz
I nie mógł nikt oprzeć się
Pokusie jej włosów rozwianych.
Kiedy szła ulicą neony traciły swój blask.
Kiedy szła ulicą neony traciły swój blask.
Świeciła nam.
Dziś jesteśmy sami.
I Słodkiej niema już wśród nas,
Nawet ślad spod tamtej bramy.
Rozmył deszcz spod tamtej bramy.
Wołali na nią "hej, Słodka!".
To wszystko co o niej wiem,
Naprawdę wszystko co o niej wiem.
4. ABYM MÓGŁ PRZED SIEBIE IŚĆ
Pewnie ciężki znów będzie dzień,
Głód i chłód obudziły mnie.
W zastaw dałem jedyne palto,
Które nosiłem przez tyle lat.
Zimno mi, zimno mi i forsy brak,
Ale nie jest źle, o nie!
Został jeszcze nadziei cień,
Kiedyś przecież zapomnę, że
Miałem własną żonę i dom,
I że dobrze było mi z nią.
A jeszcze mam nadziei cień,
Że to był tylko zły sen.
Nikt już nie, nie namówi mnie,
Abym został na dłużej gdzieś.
Muszę przecież wolnym być, abym mógł,
No abym mógł przed siebie iść.
Czy ktoś z Was zrozumie to,
Że w tym właśnie sens
Aby sobą być, prawdzie patrzeć w twarz,
Kochać wszystkich ludzi i pokój z sobą nieść.
5. POWIAŁ BOCZNY WIATR
Nie stać mnie na więcej niż na pusty żal.
Gdzieś w drodze do życia powiał boczny wiatr.
Dałem mu się porwać, nie wiedziałem gdzie.
Obiecywał wielkie góry, a jestem na dnie.
Nie stać mnie na więcej niż na parę pustych słów.
Myśli też mi zabrał i pozbawił snów.
Pozostawił koszmar nocy, snów pijanych dni.
Nagle mi otworzył oczy, krzyczał "Żyj!"
Chociaż to nie proste, zerwij to.
Wyrzuć z swego domu, towarzystwo złe.
Wyrzuć je.
Inni przecież spokojnie śpią,
Mają wszystko czego chcą.
A Ty znowu idziesz w noc
Ciągle słysząc drwiące głosy:
"Nie stać Cię na więcej niż na pusty żal.
Bo gdzieś w drodze do życia powiał boczny wiatr."
Nie stać Cię na więcej niż na pusty żal...
6. BALLADA O DZIWNYM MALARZU
Puste kieszenie i torba pełna snów,
Oto malarz dziwny, który bywał tu.
Wszyscy go znali, wiedzieli o tym, że:
Duszę swą zaprzedał światu pędzli stu.
Nie wierzył ludziom i sobie chyba też,
Zbyt wiele bólu doznał, za dużo wylał łez.
Karmiony pogardą i rzuconym groszem,
Często tu siedział, obrazy sprzedać chciał.
Kto choć jeden kupi dziś?
Nie widziałeś, skręcasz w lewo, chcesz już iść.
A być może, gdy zobaczysz właśnie je
Znajdziesz słabość swą i marzenia blask.
Kto wie?
Życie swe zamienił w deliryczny sen,
Gubiąc gdzieś po drodze prawdę swą i sens.
By W końcu się odważyć i zapukać tam,
Gdzie teraz białą farbą maluje wieczny czas.
Kto choć jeden kupi dziś...
7. SPACER Z AGNIESZKĄ
(Instrumental)
lyrics added by czeski21 - Modify this lyrics