Dżem : Dzień W Którym Pękło Niebo
Les paroles
1. KIM JESTEM – JESTEM SOBIE
Jestem sobie prawdą, fałszem i zagadką też.
Jestem sobie ojcem, sobie matką, sobie bratem.
Jestem sobie prawdą, fałszem i zagadką też.
Jestem sobie ojcem, sobie matką, sobie bratem.
Szatanem jestem złym, aniołem z aureolą,
Wrogiem i kochankiem, aktorem z ulubioną rolą,
Dopełnieniem świata, oceanem, pustą szklanką.
Jestem i wyrokiem, nawet sędzią, nawet katem.
Jestem, jestem wszystkim, nawet bogiem,
Tylko sobą, sobą być nie mogę, o nie!
Jestem, jestem wszystkim, nawet bogiem,
Tylko sobą, sobą być nie mogę, o nie!
2. POWIAŁ BOCZNY WIATR
Nie stać mnie na więcej niż na pusty żal.
Gdzieś w drodze do życia powiał boczny wiatr.
Dałem mu się porwać, nie wiedziałem gdzie.
Obiecywał wielkie góry, a jestem na dnie.
Nie stać mnie na więcej niż na parę pustych słów.
Myśli też mi zabrał i pozbawił snów.
Pozostawił koszmar nocy, snów pijanych dni.
Nagle mi otworzył oczy, krzyczał "żyj!"
Chociaż to nie proste, zerwij to.
Wyrzuć z swego domu, towarzystwo złe.
Wyrzuć je.
Inni przecież spokojnie śpią,
Mają wszystko czego chcą.
A ty znowu idziesz w noc
Ciągle słysząc drwiące głosy:
"nie stać cię na więcej niż na pusty żal.
Bo gdzieś w drodze do życia powiał boczny wiatr."
Nie stać cię na więcej niż na pusty żal...
3. DZIEŃ, W KTÓRYM PĘKŁO NIEBO
Powiedział pan, powiedział pan:
"Daję wam ogień, podajcie sobie ręce
I żyjcie w zgodzie,
Żyjcie w zgodzie z ptakami.
Niech płoną serca i oczy wasze niech
Nigdy nie znają łez. Nie znają łez."
Odszedł, a ciało swe pogodził z ptakiem.
I wiecznym cierpieniem
I była miłość i była zgoda,
Każdy był wolny, wolny był każdy ptak.
Pewnego dnia, pewnego dnia pękło niebo
I lunął straszny deszcz.
Wtedy krzyknął ktoś
I chłód ogarnął wszystkie serca,
A w oczach pojawił się strach.
Ludzie podali sobie noże zamiast rąk
I upiekli ptaki!
4. OH, SŁODKA
Wołali na nią: "hej, słodka!"
To wszystko co o niej wiem.
Zawsze pod tą samą bramą
Wschodziła gwiazda jej.
Świeciła nam wszystkim bezdomnym.
Czasem tuż za rogiem stanęła ci twarzą w twarz
I nie mógł nikt oprzeć się
Pokusie jej włosów rozwianych.
Kiedy szła ulicą neony traciły swój blask.
Kiedy szła ulicą neony traciły swój blask.
Świeciła nam.
Dziś jesteśmy sami.
I słodkiej niema już wśród nas,
Nawet ślad spod tamtej bramy.
Rozmył deszcz spod tamtej bramy.
Wołali na nią "hej, słodka!".
To wszystko co o niej wiem,
Naprawdę wszystko co o niej wiem.
5. CZERWONY JAK CEGŁA
Nie wiem jak mam to zrobić,
Ona zawstydza mnie.
Strach ma tak wielkie oczy,
Wokół ciemno jest.
Czuję się jak Benjamin
I udaję, że śpię.
Może walnę kilka drinków,
One nakręcą mnie,
Nakręcą mnie!
Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec,
Muszę mieć, muszę ją mieć.
Nie mogę tak odejść, gdy kusi mnie grzech.
Muszę mieć, muszę ją mieć
Nie wiem jak mam to zrobić, by mężczyzną się stać
I nie wypaść ze swej roli, tego co pierwszy raz.
Gładzę czule jej ciało, skradam się do jej ust.
Wiem, że to jeszcze za mało, aby ciebie mieć,
No aby ciebie, ciebie mieć!
Czerwony jak cegła...
Nie wiem jak to się stało, ona chyba już śpi,
Leżę obok pełen wstydu, krótki to był zryw.
Będzie lepiej, gdy pójdę, nie chcę patrzyć jej w twarz.
Może kiedyś da mi szansę, spróbować jeszcze raz,
Jeszcze jeden, jeden raz!
6. NIEUDANY SKOK
Zwątpić czy uwierzyć mam? Jaki dzisiaj to ma sens?
Każdy chciałby tylko przeżyć,
O wolności nawet nikt już nie, nie wspomina mi.
Przez okno się wychylam, całuję nocy mrok -
Za mało pięter, myślę:
'Nie, nie uda mi się skok, nie uda mi się skok'
Paranoja zaśpiewała refren mi
Paranoja, gdzie są okna, gdzie są drzwi.
Czuję, że jestem w matni, nie pierwszy to już raz
I chyba nie ostatni ktoś mnie uderzył w twarz,
Ktoś mnie uderzył, ktoś mnie uderzył w twarz.
Paranoja zaśpiewała wyrok mi.
Paranoja, gdzie są okna, gdzie są drzwi.
Paranoja zaśpiewała wyrok mi.
Paranoja, gdzie są okna, gdzie są drzwi.
I ktoś mi każe wątpić i mówi: "robisz błąd".
Tak wielu przecież czeka, byś w końcu,
Abyś w końcu poszedł stąd.
Przez okno się wychylam, całuję nocy mrok -
Za mało pięter, myślę:
'Nie, nie uda mi się skok, nie uda mi się skok'
Paranoja...
7. NIEWINNI I JA, CZ. I I II
W deszczowy dzień ulicą szedł,
Spotkałem go - cholerny pech.
To był niewinny i taką minę miał,
Teraz już wiem, że los tak chciał.
Rozmowa krótka - jeden gest,
Wiedziałem już, że towar pewny jest.
Ogarnął mnie szaleństwa duch.
I już niewinnych, niewinnych było dwóch.
Do bramy, bo pada deszcz,
Gdy zaćpiesz przejdzie dreszcz.
I wróci, wróci ten sam fart,
I pęknie twój wrogi świat,
I znów przed życiem, przed życiem
Pęknie strach, twój strach, twój strach,
Który ciebie zmusza, aby ćpać!
Mama powiedziała mi, że każdy ma swojego anioła.
Każdy ma, i będzie go miał, swojego anioła.
A potem odeszła... - "gdzie byłeś, gdy płakał bóg?!
Poszedłeś w słońcu, kiedy przestało padać"
A po niewinnych zostało tylko,
Zostało tylko wspomnienie...
W deszczowy dzień...
paroles ajoutées par czeski21 - Modifier ces paroles